::through the looking-glass

czwartek, maja 04, 2006

Sloppy Joe`s Bar
Dural Street, Key West, Florida.


Nic, nic nie powiem.

Bo tak: mój Mart jutro jedzie do Lublina. Oranżada. Ja zostaję w Krakowie. Wsiądę na rower i pojadę na Skałki Twardowskiego. Ale najpier zabiorę się za wyrobienie biletu miesięcznego.

Zacznę od pozwania do zdjęcia z głupią miną. Pewnie wyjdę jak półinteigent.
I też czułam się jak półinteligent, kiedy w kiosku Ruchu chciałam kupić bilet miesięczny. Takie cudo dostępne jest tylko w kolekturze. Za okazaniem dowodu, legitymacji studenckiej i zdęcia paszportowego.

Ale: Didi pisała o dorastaniu. Że aniii, że ann. I ma rację. Codziennie kładę się spać jako jeszcze doroslejsza dziewczynka. A zwłaszcza wtedy, kiedy Mart głaszcze mnie po włosach i mówi bardzo, bardzo miłe rzeczy. Albo namawia mnie na Warszawę, wybiera łóżko, kusi tą swoją czerwoną kuchnią.

Mart! W twoim salonie nie zmiesciłaby się nawet połowa moich bibelotów!
I wiem, że to jest duży salon.


Kiedy widzicie kobietę i mężczyznę w urzędzie stanu cywilnego, zastanówcie się, które z nich stanie się mordercą.
Małe zbrodnie małżeńskie.

2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

morderca? Brrrr!

3:01 PM  
Anonymous Anonimowy said...

..jeszcze doroślejsza dziewczynka, świetne to (=
mocarny

12:59 PM  

Prześlij komentarz

<< Home