::through the looking-glass

piątek, września 15, 2006

::awaken angel

Teraz mam jakieś dziesięć minut do wyjścia.
Zbiegnę po schodach, w biegu dopinając torebkę.

Idąc Długą- cały czas będę myślała o pierwszym dniu w Seforce.
Dniu, kiedy dostałam czerwoną koszulkę i otworzyłam drzwi z przerazonym wzrokiem.
Kiedy napadła na mnie klientka krzycząc: -Przepraszam! Może mi Pani pomóc?
Nie mogłam wtedy. Musiałam. To był mój chrzest bojowy.

Uwielbiałam tę pracę. Naprawdę.
Pewnie, były okresy, kiedy wracałam do domu i miałam ochotę nigdy więcej nie mić nic wspólnego z Seforką. Czasami chciałam trzasnąć drzwiami zaplecza i krzyczeć, że nienawidzę wszystkich wrednych bab świata. Czasami nawet tak robiłam.
Zawsze otwierałam drzwi z uśmiechem.
Zawsze zachwycałam się nowymi look`ami, nowymi cieniami, kredkami, błyszczykami.

Często marudziłam, ale wszyscy doskonale wiedzą, że taki już mój urok.
Denerwowałam się, co tam na górze znów wymyślają za idiotyzmy.
Denerwowałam się, ale przestawiałam wszystko według nowych rozpisek kilka razy w miesiącu, rozwiązywałam testy miesięczne, zgadywałam zapachy w Super Nosie. Ściągałam kolczyki, zegarek. Szukałam czarnych, gładkich butów. Przebierałam się w czerwony kubraczek i wiązałam kokardę na głowie.

Teraz wiem, ze to jest cały urok Seforki.
Ekipa- bardzo profesjonalna i uśmiechnięta. Czerwony dywan. Merchandising na półkach. Nowości, nowinki, niebieskie ceny, które od samego początku tak mnie denerwowały.

Jak to się wszystko zmienia!
Plaza została ostatnią Seforką w Krakowie bez dywanu. Na razie. Tylko na rok.
Kiedy zaczęłam pracę, były jeszcze kostki cenowe na półkach. Pamiętam dzień, kiedy drukowałyśmy wszsytkie ceny. Albo ten, kiedy zmieniały się wizuele.

Dzień po dniu, kiedy wszsytko mnie tak zastanawiało. Zachwycało, dnerwowało.

Pamiętam pierwsze makijaże, pierwszą czerwona szminkę i konturówkę YSL, które mam do dzisaj w kosmetyczce.

Pamiętam, jak naiwnie zachwycił mnie Armani i White Notes, i jak setnego dnia dostałam ten zapach w prezencie- od Wojtka, w drodze powrotnej z Krakowa.
Zapach, który kojarzy mi się z pierwszymi dniami w Seforce.
Zapach, którego już nie używam.

Chwile, kiedy czekałam pod różowym słoniem w Plejadzie, kiedy odbierałam smsy: Jedzie, jedzie Miś po ciebie. Kiedy śpiewałam w drodze do domu. Kiedy razem śpiewaliśmy. Jurassic 5.

Piosenki, które przegrywałyśmy na płytę, żeby w kółko słuchać tych samych.
Jak kiedyś popłakałam się przy nowej płycie, a dziewczyny od razu wyrzciły ją do kosza.
Jak śpiewałyśmy ze Żmudzią That`s the way love goes. I Tainted love z Natem.

Moje pierwsze otwarcia, na które specjalnie nagrywałam płyty dla ochrony. I- a propos otwarć- jak ochroniarz w Plazie powiedział mi, ze wyglądam na dwadzieścia pięć lat, bo gdybym miała mniej to na pewno nie dostałabym kluczy do Seforki.

A ja byłam od samego początku najmłodszym pracownikiem.
Dziewiętnastoletnim.

Pamiętam jeszcze wiosenne poranki tego roku, kiedy kładłam się spać o piątej rano i o ósmej podnosiłam żaluzje w uśmiechem. Autobus o siódmej trzydześci, w którym wszyscy się tak dobrze znaliśmy.

Pamiętam ostatni dzień ,kiedy wychodziłam z Seforki z prezentami pod pachą. I to, że Beata podarowała mi kubek. Do nowego mieszkania.

Maile, które pisałam do moich kochanych dziewczyn, od pierwszego dnia zachwycona Plazą.
Luzem Plazy. Klientami. Ekipą.

Przywitaniem, kwiatami, ale o tym pisałam.

Pomalowałam oczy w fioletowo- limonkowe kolory. Ubrałam fioletowy sweter.
Nie będę musiała już prostować włosów do pracy. Zdejmować kolczyków.
Na nowym stanowisku nie będę musiała nawet ubierać firmowej koszulki.
Pewnie będę chciała.

Bo od dziś jestem częścią nowej ekipy.