::through the looking-glass

sobota, lipca 22, 2006

::easy access

Sopot. Dwa opalone lachony w Sopocie.
Mój szwedzki chłopak zabrał mnie na koncert Gosi Andrzejewicz. Szwedzki chłopak Izy uciekł z jakims innym lachonem.

A tak poważnie:
cudowny, cudowny wywczas.
Budzimy się późno, spimy na plaży, pływamy na wielkich dmuchanych kołach.
Pływamy?
Leżymy na falach jak snięte morsy.

Pijemy po pięć piw jednego wieczoru.
Pięć, ani mniej ani więcej.
No, ostatnio Izzi wypiła siedem, skończyło się na powrocie do domku o jedenastej rano i bez butów.

Ciocia nas uwielbia. Na nasze dzień dobry najczęsciej nie odpowiada. Na wszystko inne odpowiada monosylabami.
Jest spokojnie i rodzinnie.

Izzi, powinnam napisać że spiewałas na karaoke?




Chyba zamieniam się w jedną wielką flądrę.


Pierwsze wakacje, kiedy Mamita musi mi dosyłać pieniądze.
Ciekawe, dlaczego?





Polecam wszystkim kawiarenkę internetową w Sopocie, Grunwaldzka 57.
Wejscie przez sklep mięsny, pięć minut spaceru przez piwnicę.
Ciemno, duszno, sympatycznie.

2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

ja zaśpiewałam jeden werset "a tam gdzie to kretowisko" a ty z tego wielkie halo robisz,

ja jestem morsem.

tu się je jak u mamy, a pije jak u taty,
coś w tym jest,
-You are always welcome in sweden, a teraz takie coś??

no proszę Cię

4:28 PM  
Blogger aniii said...

Glupku!
Zaspiewalas SAAAAAAAAN FRAAAAAAAANCISCOOOOOOOOO!


nic mi nie wiadomo o kretowisku, ale nie wiem czy nasza kanciapa przypadkiem nie jest kretowiskiem?!?!

4:34 PM  

Prześlij komentarz

<< Home