::through the looking-glass

poniedziałek, lipca 31, 2006

::sometimes

izzi
16:42:49
myśmy nawet nie wiedziały cośmy sobie wyśpiewały


My arms keep missing you
Who's been kissing you
since you went away
My arms keep missing you
I keep wishing you come back today


A teraz Ann wskakuje w hawajską spódniczkę i wyskakuje do Kitschu.
Tańce, tańce, tańce.



I`ve got you under my skin

::tonight I`ll be your naughty girl

Uwielbiam moje krakowskie mieszkanie.
Uwielbiam siedzieć z Izą na kanapie, popijając zimne piwo, gadając o pierdołach, oglądając telewizję.

Postanowiłam: zrobię ten film.
Ann kręci film. Opieka artystyczna: Magda Piekorz. Ale to będzie dalej, jak tylko dojdę do wakacyjnych przygód z pracą. Bo w ciagu 4 dni odebrałam 3 telefony z propozycjami pracy.

Mój brat- jestem z niego bardzo, bardzo dumna.

Szwecja nie istnieje.
Nie będzie posta.

Tak?

Iz, Dariusz Kołkowski nie ma nic wspólnego z gorzałą. Za to cały rok dzielnie pracuje, warzy Specjalki, żeby przypadkiem nie zabrakło na wakacje.
A ty się tak odwdzięczasz?

http://www.szwecja.pl


Królestwo Szwecji - Konungariket Sverige

Stolica: Sztokholm
Najważniejsze miasta: Stockholm, Göteborg, Malmö
Powierzchnia: 450 tys. km2
Jednostki geograficzne: Góry Skandynawskie sąsiadujące z Wyżyną Norrlandzką, niziny, wzgórza, jeziora
Granica: z Danią (w cieśn. Sund), Norwegią (1643 km), Finlandią (558 km)
Klimat: umiarkowany chłodny, na pd. morski, na wsch. i pn. kontynentalny
Główne rzeki: Götaälv, Klarälv, Luleälv, Umeälv, Dalälv
Ustrój państwowy: dziedziczna monarchia konstytucyjna
Podział administracyjny: 21 hrabstw (okręgi - län)
Władza ustawodawcza: jednoizbowy parlament (Riksdag) liczący 349 deputowanych (3 letnia kadencja)
Władza sądownicza: Trybunał Najwyższy, 6 sądów odwoławczych, 100 sądów okręgowych
Siły zbrojne: obowiązkowa służba wojskowa 7-15 miesięcy
Liczba ludności: 9 mln (2002)
Główne wyznania: luteranizm (88%), katolicyzm
Język: szwedzki, fiński
Gospodarka: wysoko rozwinięty kraj przemysłowy
Waluta: korona szwedzka
Oświata: obowiązek szkolny obejmuje dzieci 7-16 letnie



Ojjj, ktos tu nie uważał na geografii. I nie byłam to ja!
Post będzie. Bo i romans był, nie wywiniesz się!

Tymczasem idę rozpakowywać rzeczy.

::press

Chcemy być blisko, ale oddzielnie. Jest mi bardzo trudno wyobrazić sobie zjednoczenie LPR z PiS. Są znaczne różnice programowe, PiS musiałby w wielu miejscach ustąpić - mówi "Gazecie" Giertych. I zamiast zjednoczenia proponuje ścisły sojusz trzech partii rządzących.

Polityk Ligi pytany o wywiad Giertycha o Dmowskim: - Dmowski nauczył nas dwóch rzeczy - Realpolitik i ochrony interesu narodowego. Jeśli interes narodu tego wymaga, to można poświęcić wszystko. Nawet własne ugrupowanie.

Iza, chcę być z tobą blisko, ale oddzielnie.
Ucieeeekamy!



*znany detektyw krzysztof r.
*znany lobbysta marek d.

Może powinnismy załatwiać to tak jak w Dumie i uprzedzeniu?

Znany lachon Izabela M., albo dla scisłosci nazwijmy tę kobietę I. Maciejowska.

::cookin`

Nieeespodzianka!
(Dla Izzi)

Nie zgadniesz, kto własnie pakuje swoje badziewia?
Kogo spotkasz w poniedziałek po powrocie z pracy w twoim łóżku?
(Podpowiedź: nie będzie to Maciej! Ani jeden, ani drugi! Ani!)

Kto się za tobą stęsknił, kogo nie było dawno w Pauzie i kto cię wyciąga dzis wieczorem na Specjalka?

Będziemy dzis słuchać Feel Good Songs, wspominać wakacje, przeglądać zdjęcia. Rozpoczynamy dietę niente! (przyda się po dwutygodniowej diecie fast food!).

Czas dekorować mieszkanie bursztynami, muszelkami, powiesić koło nad łóżkiem i mój niepowtarzalny latawiec pod sufitem! Flagę piracką nad oknem!

Daniel: -Girls, wasz latawiec jest gay friendly!
Ann: -Bo my jestesmy gay friendly!

Letnisko zakończone!
Wywczas zamknięty!
Następny- za rok!



re-return

niedziela, lipca 30, 2006

::my french brother

kiedys...

Na mojej liscie pięciu najbardziej godnych zapamiętania rozstań wszech czasów (z dziewczynami, które chętnie zabrałbym na bezludną wyspę) znajdują się w porządku chronologicznym:
1)Alison Ashworth;
2)Penny Hardwick
3)Jackie Allen;
4)Charlie Nicholson;
5)Sarah Kendrew.
Rozstania z nimi naprawdę bolały. Lauro, czy widzisz wsród nich swoje imię? Moim zdaniem mogłabys wslizgnąć się do pierwszej dziesiątki, ale nie ma dla ciebie miejsca w pierwszej piątce. Górna piątka jest zarezerwowana dla rozstań prawdziwie bolesnych i poniżających, na jakie cię nie stać. Brzmi to okrutniej niżbym chciał, rzecz jednak w tym że jestesmy zbyt dorosli, żeby się nad sobą litować- i tak jest dobrze, lepiej niż myslisz, więc nei bierz za bardzo do siebie tej porażki. Tamte czasy, kiedy smutek jeszcze cos znaczył, minęły i do diabła z nimi. Pozostał niesmak, jaki powoduje katar albo brak pieniędzy. Jesli naprawdę chciałas namieszać mi w życiu, powinnas spotkać mnie wczesniej.


A dlaczego ja z nią zostałem? Na pewno nie z tak szlachetnych pobudek jak te, które mi wyłuszczyła. (czy jest cos bardziej dojrzałego, niż podtrzymywanie rozpadającego się związku w nadziei, że wszystko się naprawi? Nigdy w życiu nie udało mi się osiągnąć takiego stopnia dorosłosci.)


Zgadzam się z tym, że trzeba mieć kogos nowego po to, by zostawić za sobą co stare- człowiek musiałby być niesamowicie odważny i dojrzały, żeby zamykać cos, co po prostu się nie udaje.


Chcę odłożyć słuchawkę, ale zazwyczaj odkłada się słuchawkę dlatego, że liczy się na kolejny telefon, a po co Laura miałaby do mnie dzwonić? Nie widzę powodu.
-Jestes tam jeszcze? O czym myslisz?
Myslę: kąpałem się z tą osobą (tylko raz, lata temu, ale no wiecie, kąpiel pozostaje kąpielą), a mimo to zaczynam zapominać jak wygląda. Myslę: wolałbym, żeby ten etap już się skończył i żeby można było przejsć do następnego, do etapu, w którym otwierasz gazetę, widzisz że w telewizji puszczają Zapach kobiety i myslisz sobie: Ach, to ten film, który widziałem z Laurą. Myslę, czy mam walczyć, czy mam walczyć, z czym mam walczyć i wreszcie z kim?


Są mężczyźni, którzy dzwonią, i tacy, którzy nie dzwonią, i naprawdę wolę być tym pierwszym. Dzwoniący mężczyźni są mężczyznami własciwymi, takimi, o jakich myslą kobiety, kiedy pragną mężczyzny.


Mam swoje zasady i nigdy nie oglądam filmów przed herbatą. Bo wiesz... to tak, jakbys oglądał je dla samego oglądania, rozumiesz, o co mi chodzi? Każdy film obejrzany za dnia to jeden film mniej na wieczór.



-Chwileczkę. Spróbujmy się nad tym zastanowić, okay? Myslałam że łączy nas maleńka, prosta pępowina... nasz związek...i że wystarczy ją przeciąć, a wtedy wszystko wróci do normy. Więc przeciełam ją, ale nic nie wróciło do normy. Dlaczego? Bo nie była to tylko jedna, malleńka pępowina, ale setki, tysiące pępowin pojawiające się w najmniej spodziewanych miejscach... jak choćby wtedy, kiedy Jo przestała się do mnie odzywać, bo z tobą zerwałam, albo wtedy, kiedy było mi głupio podczas twoich urodzin, głupio... nie podczas seksu z Rayem, ale później... albo wtedy, kiedy znalazłam w samochodzie tasmę, którą dla mnie nagrałes, i zastanawiałam się, co u ciebie słychaći i zrobiło mi się tak niedobrze... Były miliony takich sytuacji. A potem okazało się, że przeżywasz to bardziej, niż sądziłam i było mi coraz trudniej...

Nick Hornby, Wiernosć w stereo

::vai vai

::::::We were talking-about the love
::that's gone so cold and the people,
::Who gain the world and lose their soul-
::They don't know-they can't see-
::are you one of them?
::When you've seen beyond yourself-
::then you may find, peace of mind,
::Is waiting there-
::And the time will come when you see
::we're all one, and life flows on within you and without you


Within You Without You. The Beatles.
Kto by połączył tę piosenkę z Thievery Corporation?
Ja!

Thievery jest zupełnie inne. Zamyslone. Instrumentalne.

::take good care of me

afu#2 (11:42)tragedia
afu#2 (11:42)i zmienisz nr kom i w ogole
afu#2 (11:43)i nie daj boze wyjdziesz za maz
afu#2 (11:43)i ci sie spodoba i juz nie wrocisz
afu#2 (11:43)i urodzisz tam zagraniczne dzieci
afu#2 (11:44)chyba sie poplacze....

::violette (73)

::[Verse 1] Got somebody she's a beauty
::Very special really and truly
::Take good care of me like it's her duty
::Want you right by my side night and day

::[Chorus] No lettting go
::No holding back
::Because you are my lady
::When I'm with you its all a that
::Girl I, am so glad we've dated
::No letting go
::No holding back
::No holding
::Back no
::When I'm with you it's all a that
::All a that

::[Verse 2] They say good things must come to an end
::But I'm optimistic about being your friend
::Though I made you cry by my doings
::With Keisha and Anisha but that
::Was back then

::[Bridge] Really appreciate you loving me
::After all that we've been thru
::Really appreciate you loving me
::All times,time

::here I go again!

::Come preacherman, shoot me with your poisoned arrow
::But I dance on Vaseline
::And I'm tripping out working on a revolution
::You don't let the music in



Otwieram mój cd pocket marki Heineken w poszukiwaniu jakiejs miłej płyty na dzień dobry.
Plaża. Plaża wsród moich ulubionych płyt. Jestem wsciekła.
Na szczęscie przegrałam wszystkie przed wyjazdem.

W pociągu słuchałam Future Development. Swietna, swietna płyta, choć na podróż najbardziej nadawała się składanka Groove Armady. Zabrałam ze sobą `93 `til infinity, bo bardzo chciałam posłuchać jej nad morzem, zabrałam Freestylersów, bo nigdzie się bez nich nie ruszam. Raw de luxe Jungle brothers, Liquid Material Arts, Claude Challe- gdyby miało mi być smutno. Warren G pojechał ze mną, bo idealnie nadaje się na poranki dzień-po (Regulate... G funk era). Hed Kandi Beach house, bo przypomina mi plaże Copacabany. Wzięłam Wayne`a Wondera ze względu na No lettin` go, Jazzhole- bo ...and the feeling goes round to jedna z moich ulubionych płyt. 2stepy wybrane przez Grze, bo jest tam kilka naprawdę tanecznych utworów. Mushroom Jazz- bo mi się miło kojarzy.

A słuchałam tylko jednej piosenki.
Dance on Vaseline z Abductions and Reconstructions.
Z włączoną funkcją repeat.



To jest utwór na daleką podróż. Samolotem.





A czego słuchałysmy nad morzem?

Pszczółka Maja sobie lata oooo
zbiera nektar gdzies na kwiatach
a Pan gucio w tulipanie
czeka sobie na sniadanie

I ABBA z Mamma Mia na czele (a Izzi już od dawna zachwyca się tekstem!).
I Gosi Andrzejewicz Pozwól żyć.


::3 boys for every girl

Bacchus.
Wieczorem.
Lasse zaginął. Siedzimy z Danielem i siostrami, kuzynkami, znajomymi. Przepala się żarówka.

Mężczyzna z wąsem: -Czesć, Zbyszek jestem.
Iza: -Iza, miło mi.
Zbyszek: -Mnie również.

Przechodzi na drugą stronę stołu.
-Czesć, Zbyszek.
Ann: -Katarzyna, miło cię poznać.

Nagle rozlega się przerażający wrzask.
Kobiecy głos przeraźliwie piszczy: -Zbyyyyszek! Zbiiiigniew! Wracaj na swoje miejsce! Natychmiast! Gdzie jest twoje miejsce? Zbigniew!

Zbigniew potulnie wraca na swoje miejsce. Jeszcze bysmy oberwały.

Iza: -Eeeeej, tam jest kłótnia za rogiem. O Zbigniewa.
Wszyscy pękamy ze smiechu. Nawet siostry.







gdy cię nie ma wtedy ciebie zastępuje czarny nocy kot

a ja siedzę bokiem i tęsknię za smokiem

::una bionda per tutta la vita

Przy trzecim piwie wyprowadziłam wzór matematyczny na ilosć pijaństwa. Nie wiem, czym tak naprawdę jest ilosć pijaństwa, ale liczy się ją tak:

*
liczba wypitych piw x liczba planowanych piw wypitych tego wieczoru/ czas liczony od wyjscia z domu do zakończenia imprezy x 100% = PIJAŃSTWO
*

Iza po trzecim piwie:
-Mam wywczas bez nóg! Booooli! Gdzie są moje noci?!?! Oddawać moje kulasy!
Pamiętam jak nazywałam je brzydkimi. Zemsta nóg! Moich własnych!

::put on your sunglasses

Hey girls, how are U2 today? We are on the road to Hell :) We gonna kitesurf we will be in jantar later hope u get nice day on the beach.
(pisownia oryginalna)

Szwedzki sms. Rozmowy szwedzko-angielsko-polskie. Na szczęscie Daniel mówił po polsku, albo udawał, że mówi.


Iza:
Czy jesli się budzę rano po imprezie i ze zdumieniem stwierdzam, że drugi raz w życiu zgubiłam buty, ale za to posiadam całkiem, całkiem niczego sobie babciokulaskowe okulary przeciwsłoneczne, a godzinę później otrzymuję zapewnienie: -You`re always welcome in Stockholm!, to czy mam to zamienić na męża i dziecko?!
NEVER!


A czy ja mam zamienić drugie piwo z Izą na plaży, trzecie na karaoke i tak dalej aż do piątego na stabilizację? Na męża? Na domek z ogródkiem? Prasowanie koszul, noszenie garniturów do czyszczenia, gotowanie obiadów, dbanie o kilkuosobową rodzinę?

Iza po dwóch piwach opowiada piękne basnie.
Kocham cię jak mięso kocha sól.

Izzi: -A może to przez brokat, którego nadużyłam?

Ann: -Dzisiaj był bizon na dwa piwa. No. Iiiizzie. Jest już PO drugim piwie. Skończyły się oba piwa. Czy to oznacza, że nie ma bizona na trzecie piwo?

(Bo codziennie zakładałysmy sobie dopuszczalny piwowy limit. Codziennie też brałysmy limit pieniędzy. Dziwne, bo ilekroć pieniądze się kończyły i dochodziło do ustalonego limitu, zawsze okazało się że druga z nas ma nadprogramowe drobne w jakiejs kieszeni i starczało jeszcze na kilka specjalków jasnych pełnych! W ten sposób przez pierwsze kilka dni wakacji limit urósł do pięciu Specjalków wieczorem, i tego udało nam się trzymać aż do pamiętnej imprezy w Munchacha Barze.)

sms od Lasse&Daniel (22:19)
But of course we never drink when we take night swim;) we are home around 23 Put on your bikinis! we come in strings ;)))



Izzi: -Żes jest głupi! Po cos się kłócił z wakacyjny chłopak?!?
Ann: -No żem jest głupi!

Tej nocy Iza zgubiła kolejną parę japopnek. Nie, nie parę- zgubiła jednego japońca, drugiego ja wyrzuciłam o jedenastej rano, kiedy to biegłam po kebaba na sniadanie dla niej.
Żeby było ciekawiej- but został zgubiony na siedząco. Na disco, pod stołem.
Tej nocy został pobity rekord wypitego przez nas piwa. Izzi, przyznajemy się?

Zresztą- tej nocy padło wiele rekordów. Co prawda, pewnie ja pamiętam je lepiej, chociaż nie uczestniczyłam we wszystkich- np. nie słyszałam, jak głosno może krzyczeć siostra Daniela; mimo tego wolałabym, żeby to Izzi o nich opowiedziała.
Tak będzie zabawniej.

Tej nocy zostałam przedstawiona siostrom i kuzynkom, a te mnie chyba nie zaakceptowały.



Rano.
Ann wstaje. Leniwie się przeciąga. Cholera, gdzie jest Iza?!?!
Patrzy na zegarek. Dochodzi jedenasta.
Drzwi się otwierają z impetem.
Jest Iza, bez butów, pierscienia księżniczki i pereł.

sms do Daniel & Lasse:
I`m sure that you don`t have my shoe, but where is my jewellery?

Ann (okrzyk przerażenia): -Iz! Ty masz cos takiego w wysłanych!
HALLO VAR E DU VI E INE PA STRAND HAKET

Szybka akcja ratunkowa. Ann wskakuje w dres i pędzi po kebaba na sniadanie.

Iz pisze smsa, że prawie jestesmy na plaży. Prawie, bo leżymy i podgniwamy w łóżku.
Gadamy głupoty, opowiadamy sobie przebieg poprzedniego wieczoru.

Izzi: -Do you think that I would kiss you if I had a boyfriend?

Zbieramy plażowe wyposażenie, wskakujemy w stroje, Iza pożycza ode mnie japonki i suniemy na plażę.

Izzi: -Jesli wypiję dzisiaj piwo, to mi się pomnoży z tym wczorajszym.

Woda jest cudownie ciepła, leżymy na kołach niczym snięte morsy niesione przez fale. Na nodze mam narysowane serce- Znak Hawajów, i nie mam pojęcia skąd ono się tam wzieło.

Izzi:- Jestem prymityw. Nie zależy mi na pracy, szkole, tylko na zabawie.

A ja mam wrażenie, że cos podobnego już słyszałam wczesniej. Oczywiscie się mylę. Izzi wczesniej mówiła: -Jestem człowiek prymitywny. Jesli dzis znów zgubię japonki to znaczy że nie jestem przystosowana do noszenia butów.

Bilans obuwia wynosi -1. Bo Izzi przyjechała z moimi japonkami, po czym jednego zgubiła. (Znalazły się następnego dnia na srodku Rybackiej, zupełnie nieprzystosowane do noszenia). Kupiła następną parę i już następnego dnia wróciła z jednym.
Gdyby Ciocia pokusiła się o grzebanie po smietniku, byłaby bardzo zdziwiona widząc tam dwa różne buty, jeden brązowy, drugi błękitny.

Po kilku dniach w Jantarze barman mówi do mnie konspiracyjnym szeptem:
-Pamiętam cię sprzed roku. Też się wtedy nieźle bawiłas. Podać to co zwykle?

Jemy obiad. Wychylam się znad żuru:
-Pamiętam jak rok temu w tym samym miejscu plunęłam Wojtkowi osą z zupy. Omal mnie nie zabiła! Iza! Ty wczoraj omal nie zginęłas! Wypiłas cos około dziesięciu piw!

Izzi: -Chodzę, jakbym miała problemy z kroczem. Bilans strat obejmuje całe moje nogi od bioder po stopy. Dzis rano wracając po paru głębszych nad rańcem z Munchacha Baru skopciłam całe stopy. Wielkie bąble obejmują moje calusne poduszeczki stopowe. Boliiii! Ijołijołijołijooooł! Ambulans!

(Tu powinny być dwa obrazku: ambulans pędzący na sygnale i schemat pokaleczonej stopy Izy z zaznaczeniem: bolącego stawu-ani chybi reumatyzm, obitego kolana- cholera wie, co zrobiła, urwanego palucha i spalonej stopy.)

Ratuuunku! Zabierzcie mnie z tego wywczasu!

Anett (z szelmowskim usmiechem, cos na kształt tego kota z Alicji w Krainie Czarów): - Za późno. Wywczas rozpoczęty! Letnisko!



Izzi&Lasse złożyli sobie szczególne sluby:

p r o m i s e t h a t w e w i l l n e v er g r o w u p

I ja się pod tym podpisuję. Bo nie mam zamiaru dorastać. Nawet jesli oznacza to bycie nieodpowiedzialną do końca życia. Jesli to oznacza tańce do białego rana, malowanie paznokci fioletowym lakierem, noszenie bransoletki od j.lo.
Dla mnie tak wygląda szczęscie. Usmiech od samego rana. Roztańczona płyta przy sniadaniu. Czterogodzinne gotowanie obiadu.

::solo con te

Szczególne podziękowania należą się starszemu z ratowników, który troskliwie ustawił moją nogę na bojce i obficie polał ją wodą utlenioną.

Bo dzień wczesniej nieco popiłysmy. Przypomniałam sobie o zeszłorocznym odkryciu- perfect place for pissing.

Iza spiewała na karaoke.
Tańczyłysmy, klaskałysmy, ogólnie był fun!

A gdy prowadząca obiecała nam, że zaspiewa Gosię- nagle zrobiłysmy się bardzo zmęczone i poszłysmy do domu.




To chyba wtedy pojawił się bizon, żeby otworzyć wypożyczalnię leżaków (całoroczną!- zimą ogrzewane leżaki typu Syberia) i utrzymywać się w ten prosty i przyjemny sposób.

::beach gangsters

Ludzie w Jantarze są bardzo przyjaźni.
Lubią być blisko drugiego człowieka, zwłaszcza na plaży. Stąd rodziny i kolonie najczęsciej rozbijają się z plażowym majdanem w obrębie naszych mat, ręczników i kolorowych dmuchanych kół ratunkowych.

W takich sytuacjach my ostentacyjnie zmieniamy miejsce pobytu, nade wszystko ceniąc sobie prywatnosć. Pierwszego dnia taka sytuacja zdarzyła się trzy razy, trzy razy zwijałysmy obozowisko i rozkładałysmy je na nowo.

Nie wytrzymałysmy, kiedy ratownicy zaczęli montować nam nad głową SOSa, oczywiscie dbając o to, by cień padał idealnie posrodku mojej maty plażowej.
Uciekłysmy z plaży strzeżonej, rozbijając się na dziko w pobliżu smietników, mając nadzieję na to, że w końcu znalazłysmy upragnioną ciszę i spokój.

I wtedy przyszła kolonia. Albo nawet kilka małych kolonijek. Mnóstwo wrzeszczących dzieciaków z piłką do siatkówki.

Ann:- Przepraszam, czy mogłabys rozłożyć ten ręcznik conajmniej 10 cm z dala od mojej głowy?

Ja naprawdę rzadko jestem chamska. Ale nie wytrzymałam.
Rozumiem, że kolonijne przyjaźnie wymagają codziennego przebywania koło siebie. Koło siebie, nie koło mojej głowy!

::bianca

Znam jeden ciekawy synonim słowa głupek. Ann.
I wolę nic więcej o tym nie pisać.

Dopiero zadomowiłam się w Krakowie.
Poznaję nazwy ulic.
Wiem, gdzie do lekarza, gdzie po bilet, na zakupy i do kina.
Chciałabym pomieszkać tam może jeszcze z rok, dwa, dziesięć.

Czy Kraków jest tylko po drodze?

Ci z was, którzy tu czasem zaglądają, mogą teraz pomstować, że nie jestem do końca szczera. Że nie o wszystkim opowiadam.
Ale czy nie powinnam najważniejszych spraw trzymać tylko dla siebie? Dla siebie i najważniejszych dla mnei ludzi?

Przypomniał mi się Miesiąc Kultury Żydowskiej.
Koncert finałowy na Szerokiej.

Ciiiii.
Ann, opowiedz o wakacjach.



::sunshine reggae

Rozmowy o poranku.

Izzi: -Eeeej, ale czy mój to nie jest taki szwedzki dres?
Ann:- Nieee! To jest Eminem!

Lasse: -How are your shoes?
Izzi: -I don`t know. I`ve lost them.

sobota, lipca 29, 2006

::tipo italiano

Bar 7 i pół zeta.
Jest tylko taki jeden bar na Mierzei.

Bo piwo kosztuje 6 zł + toaleta 1.50 zł.
Bar 7 i pół zeta znajduje się na samym końcu deptaku, składa się własciwie tylko z kamiennego baru i kawałka drewnianego dachu. Wystrojem wcale nie przypomina tych barów, do widoku których przywykłysmy na plażach Copacabany.
W barze 7 i pół zeta można pograć w darta i piłkarzyki. I nawet te rozrywki mają iscie krakowskie ceny.

Idąc w górę deptaku, przy samej plaży stoi zaprzyjaźniony bar cztery zeta. W barze tym można było się napić pysznego zimniutkiego Specjalka za równowartosć 4 zł, dodatkową atrakcją było wieczorne karaoke i możliwosć oszczędzenia 1.50 zł skorzystając ze sławnego Aniii`s perfect place for pissing.

Co więc robiłysmy wieczorem 18 lipca w barze 7 i pół zeta?
Dlaczego apetycznie opalone siedziałysmy przy barze z drugim bodajże tego wieczoru Specjalkiem? Hm?

Z lewej nadpłynęła do nas paczka czipsików z okrzykiem, że to regalo. Obie usmiechnęłysmy się pod nosem, słysząc włoskie słowo. Czipsików oczywiscie nie przyjęłysmy (a jesli były zatrute?!). że po chwili miałysmy już dwóch towarzyszy. Jeden tipo italiano, drugi tipo mafioso (po polsku: spod ciemnej gwiazdy). Posmiałysmy się z nimi chwilkę, poudawałysmy że miło nam się spędza czas i zaczęłysmy zastanawiać się nad drogą odwrotu. W tym momencie tipo italiano poprosił Ann do tańca.
Ann:- Ja tańczę tylko w dni parzyste.
Tipo italiano: -To znaczy że ze mną nie zatańczysz?
(Pech chaiał, że był dzień parzysty.)
Ann: -Nie.
Tipo italiano (groźnie): -Czyli mam spierdalać?

Uratowali nas Szwedzi. Nikt nie pamięta, w jaki sposób, ale nas uratowali.
Daniel & Lasse. Daniel, lat 26, poszukiwany za naciągactwo. Lasse, lat ok. 17-22, poszukiwany za bigamię i ucieczkę z miejsca zbrodni. Ale o tym później.

Przesympatyczni, kulturalni chłopcy. Daniel oczywiscie znał się na muzyce, słuchał Thievery Corporation i Gotan Project, Lasse swietnie tańczył break dance (-I feel music in my body. When I hear music, I feel it in my body- zwykł mawiać). Chłopcy, którzy znali cały Jantar. Najlepsza partia we wsi. I oto siedzimy w barze 7 i pół zeta i pijemy Specjalka na zmianę z mad dogami. Kulturalni Szwedzi podtykają nam pod nos frytki, bo niby kiepsko wyglądamy.

Zbliża się północ, czas na zmianę lokalu. Całą gromadą idziemy na disko do Bachusa. Tańczymy do upadłego. No, może przesadzam, nie do upadłego- bo nikt nie upadł, jeszcze nie. O czwartej zamykają lokal. Czy to już wtedy Izzi miała na nodze tylko jednego buta? Nie, wtedy jeszcze miała cały komplet. Dwa moje japońce.

Wpadam na szalony pomysł spaceru na plażę. Wszyscy podchwytują. Po chwili idziemy, ciągnąc za sobą ogon. Mariusz, policjant, dba o nasze bezpieczeństwo. Jest kompletnie pijany, więc Daniel i ja jestesmy zmuszeni go eskortować. Mariusz co chwilę pokrzykuje, że Szwedzi wcale nie są oryginalnymi Szwedami. Przez pierwsze pięć minut jeszcze z nim dyskutuję. Później idziemy w milczeniu.

Jest piękny wschód słońca. Siedzimy na budzie ratowniczej do wpół do siódmej rano. Wracamy cichymi uliczkami Jantara pokrzykując. Izzi potyka się raz, drugi, trzeci. Japoniec się rozpada, troskliwy Lasse dokładnie go związuje.

Oczywiscie budzimy wszystkich sąsiadów dookoła, na szczęscie własnej ciotki- nie.
Spimy snem sprawiedliwego do czternastej, budzi nas sms: Hello ladies, żyjecie? Dobra zabawa wczoraj. Lasse pyta czy Iza chce się z nim spotkać o 12. Okazuje się że Iza w torebce ma tylko jednego buta. Powoli przypominamy sobie dialogi z dobrej zabawy i co chwilę wybuchamy smiechem. Izzi przez pół wieczoru uważała, że jest Niemcem.

Izzi (z zeszytu): "Kebab na sniadanie, flądra wędzona na lunch, 10 piw na kolację."


Wayne Wonder- No lettin` go

::wet take the journey through the music right now!

Bytom, zielony pokój. Gołąbki.
W odtwarzaczu szwedzka płyta ze specjalnie wyselekcjonowanymi piosenkami. Tytuł: Feel good songs CD 1 i Feel good songs CD 2.
Baby you`re the sweetest thing.
Zaczyna się obiecująco.

Iza, czy to nie było tak, że nasze wakacje zaczęły się już kilka dni przed oficjalnym startem urlopu? Było!
Zakupy- niezbędna przed wyjazdem kaczka- szczotka do WC, mata plażowa i mój prezent- Be delicious i torba DKNY. Słoiczki z przeróżnymi filtrami i cudowny balsam do ust z SPF 15 z Lancome. Gęsty, pachnący wakacjami i cudownie słodki- niczym miód.

Pieć obiadów z twoim Mamem, truskawki z bitą smietaną- i oto utuczone niczym prosiaki możemy wsiadać do pociągu!

Na stole leżą dwa pożegnalne zawiniątka. Dwa takie same zestawy z suchym prowiantem na drogę. Zgodnie stwierdzamy, że kanapki z kotletem należy zjesć na dworcu. Byle bysmy nie były uciążliwe dla współpasażerów.

Z wypchanymi plecakami powoli suniemy przez Długą. Każda z nas zastanawia się, czy aby na pewno wszystko jest nam absolutnie niezbętne! Jest! A już na pewno niezbędne są krabiszcza- dwa pomarańczowe potworki przywiązane do plecaków.

Ann wlecze się (sapiąc) w czapce US Navy, Izzi się wycwaniła i zwinęła tirówkę Księżniczki.

Na dworcu jemy kanapki z kotletem- jak obiecałysmy.

Przygody zaczynają się już w pociągu. Bo wsiadamy do ciemnego przedziału, rzucamy bagaże na półki i słyszymy pokrzykiwania konduktora: -W tym przedziale nie ma prądu, proszę się przesiąsć! Oczywiscie zostajemy, dosiada się do nas dwóch maturzystów, straszą nas na zmianę a Ann prawie dostaje zawału serca. Podróż upływa miło i spokojnie, biedny maturzysta (a może już student?) zagaduje się na smierć i wysiada o stację za daleko.

Wraz ze zniknięciem studenta pojawiają się Japońce. I pstryk! Zapala się swiatło.
Japońce montują się w przedziale obok, rozkładają wózki, dzieci, przechadzają się po korytarzu w Dieslach i z nerkami od Lacoste.

Smiejemy się strasznie, bo co rusz zaglądają do naszego przedziału.
Ann:- Japońce przyniosły ze sobą wszystko to, co najlepsze w ich rodzinnym kraju. Postęp techniczny i gęstosć zaludnienia.

Bo fakt, jak tyle osób może się zmiescić z wózkami w jednym przedziale? I skąd nagle to swiatło?

Wysiadamy zmordowane i smierdzące w Tczewie. Japoniec (ten od Lacoste) zagaduje Ann poprawną polszczyzną: -A może ci pomóc z plecakiem?

No i na co były pokrzykiwania w jakims dziwnym języku przez całą drogę?
Uciekamy przerażone.

Na trasie Tczew- Elbląg już nie mogę patrzeć na swój plecak. 70 litrów + nadbudówka. A do tego bagaż podręczny. Jestem urodzonym podróżnikiem.

Babcia i Dziadek strasznie ciesza się z odwiedzin dwóch wnuczek. Bo chyba już nie poznają, która jestem ja, a która Iz. Babcia gładzi nas po włosach i mówi: -Jedzcie, kochane dziewczynki.
Więc jemy, jak tuczne prosiaki. I ciasto na deser. Uciekamy do drugich dziadków, tam wciskamy w siebie jedynie kawę i obficie komentujemy relacje Wisniewski- Mandaryna.

Zmęczone całym dniem odwiedzin i stęsknione za krabami, przytulamy się do plecaków i udajemy się w stronę dworca.
Ucieka nam ostatni autobus.

Znów powoli suniemy z dziesiątkami kilogramów na plecach. Suniemy, sapiemy, przeklinamy. Jest okropnie gorąco. I to ma być wymarzony wywczas?!

Nagle koło nas zwalnia czarne audi. Jedzie powoli, powolutku- prawdziwie po gangstersku.
Ann zaczyna pokrzykiwać: - Tak! Tak! Zatrzymaj się! Zabierz nas ze sobą! Pierwszy raz w życiu nie zadzwonię po policję! Wsiądę bez narzekań! Nooo! Zatrzymaj się! Błaaaagam!

Auto się zatrzymuje a ja zaczynam żałować. Zaczyna trąbić. A my zaczynamy się najnormalniej bać.

Z gangsterskiego audi niczym biały anioł wysiada mój kuzyn- gangster. W białych mokasynach, białych lnianych spodniach, białej koszulce. Z nieba nam spadł!

Komfortowo i przy dźwiękach relaksacyjnej muzyki- techno (!) dojeżdżamy na dworzec PKS.
Godzinka jazdy i wysiadamy nad morzem. PKS dojeżdza tylko do Stegny. Stamtąd w trzy minuty łapiemy stopa do Jantara. Podwozi nas szemrany typ, miejscowy. By poczuć się pewniej, wspominam, że podobno mam kuzyna w Jantarze, Jacka, o którego istnieniu nikt w rodzinie nie mówi głosno.

-Kołkowski? Ten ćpun?
Pękamy z Izzi ze smiechu.

Nie każdy ma w rodzinie wyklęte ogniwo. Ja najwyraźniej mam.

Mijamy las, jedziemy kilka kilometrów i krzyczymy stooop!.
Jestesmy na miejscu.
Jantar. Miasto mojego dzieciństwa.



Są miejscowosci, które się kocha. Po prostu. Dla mnie taką miejscowoscią zawsze był Jantar. Maleńka miejscowosć dorastała wraz ze mną.
Może nie jest to największy kurort swiata. Może w naszym drewnianym domku brakuje wielu rzeczy- na przykład ogrzewania zimą.
Ale to jest moje miejsce.
I nie umiem się na nie długo gniewać.

sobota, lipca 22, 2006

Ujmę to tak:
dowiedziałam się dzisiaj że jutro jedziemy na Hel.
I na oblężenie Malborka.

Oznajmił mi to mój szwedzki chłopak.
No to podbijamy Heeeeeeeeel!


Sms od Daniel&Lasse:
We`re on the highway to Hell.
Chłopcy są zapalonymi kitesurferami.



Iza, a jak on mi każe latać?

::summertime love

-How many pairs of flip-flops do you have?

::easy access

Sopot. Dwa opalone lachony w Sopocie.
Mój szwedzki chłopak zabrał mnie na koncert Gosi Andrzejewicz. Szwedzki chłopak Izy uciekł z jakims innym lachonem.

A tak poważnie:
cudowny, cudowny wywczas.
Budzimy się późno, spimy na plaży, pływamy na wielkich dmuchanych kołach.
Pływamy?
Leżymy na falach jak snięte morsy.

Pijemy po pięć piw jednego wieczoru.
Pięć, ani mniej ani więcej.
No, ostatnio Izzi wypiła siedem, skończyło się na powrocie do domku o jedenastej rano i bez butów.

Ciocia nas uwielbia. Na nasze dzień dobry najczęsciej nie odpowiada. Na wszystko inne odpowiada monosylabami.
Jest spokojnie i rodzinnie.

Izzi, powinnam napisać że spiewałas na karaoke?




Chyba zamieniam się w jedną wielką flądrę.


Pierwsze wakacje, kiedy Mamita musi mi dosyłać pieniądze.
Ciekawe, dlaczego?





Polecam wszystkim kawiarenkę internetową w Sopocie, Grunwaldzka 57.
Wejscie przez sklep mięsny, pięć minut spaceru przez piwnicę.
Ciemno, duszno, sympatycznie.

sobota, lipca 15, 2006

::s u n b a t h i n g

Wakacje uważam za rozpoczęte. Plecak leży na srodku kuchni i ledwo się domyka.

Weź dwa błyszczyki, jasny i ciemny, z filtrami UV. Stosuj zasadę 3:1- do jednego dołu zabierz trzy topy (z Urody).
Mamy kilkanascie błyszczyków- w przeróżnych kolorach i smakach. Mamy sto koszulek, na ramiączkach, bez ramiączek, z długimi rękawami i bez pleców.

Mamy kraby, dwa, jeden za osiem złotych a drugi nieco droższy (mój!).
Mamy kremy do opalania, wysoki (SPF 40) filtr na twarz i mniejszy (SPF 8) do ciała.
Bluzy, dresy, kostiumy kąpielowe. Książki, Bravo, zeszyty i długopisy.
Sandałki, japonki, adidasy. Torby plażowe. Torebeczki w wersji spacer deptakiem.

Jedziemy.
Izzi & Ann- w a k a c j e !

piątek, lipca 14, 2006

::all this time

Podczas pakowania:

Ann: -Bierzesz dres?
Izzi: -No jest bizon! Będziemy biegały co rano!
Ann: -Chyba co wieczór. To mają być wakacje a nie savoir vivre!



Dobrze, że kupiłam nowy dres podczas letnich sconti. Nikt mi nie będzie zarzucał, że biegam w piżamie.


Izzi: - Jak nie będzie słońca to będę codziennie chodziła na godzinę do solarium.




love is the 7th wave

::una notte con te

Izzi: -Anett, my powinnysmy przesć przyspieszoy kurs zaradnosci życiowej.



Pięć minut wczesniej:

-Aaaaa! Anettttt! Aiuto!

Lecę, pędzę, biegnę. Katastrofa.
Moje łóżko- a w zasadzie sam materac, bo własnie sciągnęłam posciel do prania- zalane. Podłoga w kuchni- zalana. Wszystkie dokumenty, ważne papiery, książka- zalane. Mniej więcej po kostki wody w całym pokoju.
Bo jak się ma dachowe okna to należy je zamykać na czas deszczu. Zwłaszcza, jesli podłoga jest drewniana i jesli łóżko stoi dokładnie pod oknem.

Szybka i sprawna akcja ratunkowa. Dokumentów już chyba nie uratuję, więc najwazniejsze to zająć się podłogą. Jestem pod wrażeniem naszej bezmyslnosci.

Chociaż, Iz, to chyba nie o to chodzi.
Jest osiemnasta, a my od rana podgniwamy przed telewizorem. Oglądamy Zone Club, włoskie telezakupy, licytujemy zegarek Moschino za 86 euro i zachwycamy się przyrządem gimnastycznym, który reklamowany jest jako gimnastica passiva.
Od rana jemy obiady- jeden za drugim, kotleciki sojowe w sosie chińskim, ziemniaki w ilosci pięciu kilo na nas dwie, czyli po dwa i pół kilo na jedną.

Izzi?
Czy ja jestem leniem?




I gdzie ta herbata?

::so far away

Na Długiej od rana- Kac Gigant.

Izzi, koniec z pijaństwem. Zbieramy na fingerboard i od dzis spędzamy wieczory spokojnie, ćwicząc skomplikowane tricki i słuchając płyty Gosi.

Jeden z Maciejów jest już licencjonowanym Maciejem.
Pękamy z dumy.

Szampan. Lampka, dwie, Izzi w majtasach na srodku kuchni. Izzi znów lunatykuje.
Pierwszy dzień urlopu.

czwartek, lipca 13, 2006

::planet viva

Po pięciu teledyskach zaczynam się zastanawiać, co czuje Victoria Beckham gdy ogląda w tv siebie z czasów Spice Girls?


Just a little girl, big imagination
Never letting no-one take it away
Went into the world, what a revelation
She found there's a better way for you and me to be
Look for a rainbow in every storm
Find out for certain, love's gonna be there for you
You'll always be someone's baby
Goodbye my friend
(I know you're gone, you said you're gone,
but I can still feel you here)
It's not the end
(gotta keep it strong before the painturns into fear)

::on my mind

Pierwszy wieczór urlopu.
Viva, wieczór z pilotem i frytkami.

Odkryłam, że dalej lubię Spice girls.
I to bardzo.

wtorek, lipca 11, 2006




aFu!
Czy ty to widzisz?
Shoty z wisniówki za 2 zł.
Na mnie zawsze można polegać- znajdę najlepszą propozycję na wieczór.
Czyli trasa- Mini, Prosiak, Wieeelopole! :)

Wisniówka z sokiem bananowym (shot!) i wódka litchee- już dzisiaj!

poniedziałek, lipca 10, 2006

::2wicky

Czy można spać w srodku bizona?

Czy tak wygląda mój dzień?
Jak wygląda mój dzień?

Niedziela na przykład.

Budzę się z szumem w głowie. Izzi smacznie spi w swojej szklarni. Wpadam pod lodowaty prysznic i nagle okazuje się, że wstałam godzinę za wczesnie. Popijam gorącą kawę, zachwycam się vitalumiere w kremie.

::how can you just leave me standing
::alone in a world that`s so cold

Słucham soundtracka z about a boy, wybiegam z pokoju piętnascie minut za późno.
Kasuję bilet w tramwaju, wystawiam piegi do słońca. A później głupio usmiecham się do wszystkich w seforce i myslę o tylko mnie wiadomych rzeczach.

Wychodzę z pracy wczesniej- jakies trzy godziny za wczesnie. Maciej odprowadza mnie do domu. Mam w planach pranie, sprzątanie, gotowanie.

W domu pachnie królikiem. Izzi kręci się w kuchni. Jest pięknie posprzątane, poukładane, nakryte do stołu na dwie osoby. Z mundialowymi serwetkami. Z masełkiem czosnkowym. Z rosołem z królika (z makaronem fit!), z pierogami. A na deser moje kolorowe galaretki. Pycha!

I nie muszę nawet zmywać!


I możemy oglądać film. Z mojej zbieraniny beznadziejnych filmów, filmów, które mój eks łaskawie mi podarował jako moje. Straciłam już nadzieję na odzyskanie pralki, monopolu, moich szortów, łyżew, spiwora. Filmów, kaset, płyt. Okrągłego pudełka, zdjęć, dwóch poprzednich lat. Nieważne- znów są wakacje. Swieci słońce.

A w kolekcji filmów znalzała się Duma i uprzedzenie.

Było tak zimno, że musiała spać w srodku bizona.




Wpada Maciej, zaczyna się mecz. Robimy pop corn, malujemy na policzku flagę Italii- mój najnowszy wynalazek, trawiasta kredka Diora w końcu się do czegos przydaje.
Zasypiam w drugiej połowie.
Budzi mnie dym papierosów w czasie dogrywki. Przesiadam się na fotel i walczę ze snem.

Viva l`Italia!
Jest jest jest!

Mamy mistrzostwo!

Gdybym nie była taka spiąca pewnie odtańczyłabym taniec zwycięstwa!
Ale własnie to robię dzis od rana kręcąc się po mieszkaniu.


I przypomina mi się, że zamiast flagi włoskiej namalowałam na policzku francuską. I jak się z tego cieszyłam! Ciii, bo wyjdę na półinteligenta.


Izzi, czy dzis też bedziesz czekać z obiadem?
ti amo

niedziela, lipca 09, 2006

::shiny disco balls


::Shake ya ass, but watch yourself
::Shake ya ass, show me what you workin with

Izzi!
Nigdy więcej nie idę z tobą na zakupy. Ani na piwo.
Bo dzień później z przerażeniem stwierdzam, że dieta niente zamienia się w dietę-jemy-tylko-to-co-już-mamy-w-lodówce-bo-na-nic-więcej-nas-nie-stać.
No ale przynajmniej mam nowy dres. I hawajską spódniczkę z kolekcji Sienna Miller for Pepe jeans.

Izzi za to ma najprawdziwszy balejaż. Jak lachon- czarno- białe pasemka.



Tańce do muzyki klezmerskiej na Szerokiej.
Tańce w Prozaku, już przy obojętnie jakiej muzyce.

I dzisiaj- miał być mecz na Długiej, z piwem, pop cornem i mundialowymi serwetkami.
No ale Iz, chyba jest bizon na mecz w towarzystwie Vinca?


wtorek, lipca 04, 2006

::dream a dream


Mam tylko mundialowe serwetki.

Fed up of being a football widow? Dreading the World cup or any football match? Then this Football survival kit is for you! Dish out red and yellow cards when he’s ignoring you and reap the rewards.


To gdzie oglądamy ten mecz?!

::a dream within a dream







la, la, la, la
they're making music to watch girls by







Przygody z gotowaniem- częsc kolejna.
Częsć pewnie jedna z wielu, które dopiero nastąpią.

Bo robię coraz bardziej wymyslne potrawy.
Zupa szczawiowa. Z jajkiem. Tylko wyglądała tak strasznie. Została pożarta w całosci.

Ryż, pieczarki, kurczak. Mnóstwo przypraw. Podduszone w woku.

Izzi: -Zjadłas już?
Ann: -No.
Izzi: -To był królik.
Ann: -Jaki królik?
Izzi: -No, królik. Nie wiejski kurczak tylko królik. Wiejski królik. Maciejos ma hodowlę królików.

Nie wiedziałam, że potrafię robić potrawki z królika.
Fuj!



Poza tym: Mam 160 piegów na jednej stronie nosa. To chyba niemożliwe?
Ile pietruszek musiałabym kupić, żeby wywabić wszystkie piegi?


Czwartkowa noc w Kitschu- i nie mam siły na nic więcej. I nieprędko pójdę tańczyć w obcasach wyższych niż pół centymetra.



Szkoda, że w tym roku nie zatańczę na konferencjach w Jazzie.
Dobrze, że to będą naprawdę perfkcyjne wakacje.
Jeszcze tylko kilka dni.



one night of magic rush
the start of simple touch
one night to push and scream
and then relief

ten days of perfect tunes
the colors red and blue
we had a promise made
we were in love

::everywhere I look around


poniedziałek, lipca 03, 2006

::how I wish you were here

Autobus.
Kleparz? Nie, spod pomnika.
Spod pomnika? To idziemy pod pomnik.

No, Ann, jaki to był numer? 129? 173?
Wsiadamy w pierwszy lepszy autobus. Trzy minutki i po lewej mijamy Kleparz. Iza jest wsciekła.

Czy naprawdę tak trudno dojechać z Długiej do Ikei?

To już! Wysiadamy!
Oczywiscie przystanek za wczesnie. Iza, pamiętaj żeby już nigdy, przenigdy nie słuchać mnie kiedy wypowiadam się na temat komunikacji miejskiej.

Jest ósma, kiedy zmachane docieramy na zakupy.
Najważniejsze: kieliszki. Głupio pić wino ze szklanek po nutelli, prawda?
I lustro. Bo nie mamy ani jednego lustra w domu.
(No to teraz mamy już dwa!)

Szanowni Państwo, zbliża się godzina dziewiąta. Informujemy, że w dniu jutrzejzym nasz sklep jes czynny od godziny dziesiątej.

Chyba nas wyganiają?

Co tam, mamy mnóstwo gadżetów!
Kraba! Dwa piękne, pomarańczowe kraby! Czerwony dywan (Izaaa! Mam w pokoju dywan vip`a!)
Trzecią już lampę- nie wiem, dlaczego nie wpadłam na to, że jest mi zupełnie zbędna?

A biednemu wiatr w oczy- z a w s z e!
Bo Izzi zapłaciła za takiego samego kraba 8 złotych, a ja aż 12! Oczywiscie pani poinformowała mnie o możliwosci zrobienia zwrotu i zakupienia kraba w wersji przecenionej, ale podczas godzinnych zakupów z krabem pod pachą zdążyłam się przyzwyczaić do tego konkretnego osobnika. Jeszcze tylko wymyslę mu imię.

Teraz się kajam: bo znów przeze mnie wsiadłysmy w zły autobus. Przynajmniej zwiedziłysmy Bronowice.
Myslę, że wyprawy do Ikei powinny stać się comiesięcznym rytuałem.

Mój pokój swieci się na czerwono, a my stukamy się nowymi kieliszkami.
Nie mam siły podniescć się z kanapy, nie wspomnieć nawet o wyprawie do Pauzy.

Czekamy na teledysk Gosi w tv, ja jestem profesjonalnym dj`em i puszczam Białego misia na zmianę z Neverending story.





ona mówi usiądź wygodnie ja polepię i zlepię w jedną częsć

::with the fire in your eyes

::so excited

Ja chcę ognisko!
Pieczone ziemniaki, gitarę, piosenki i hektolitry piwa.

Impreza wszechczasów? Hm? Trudne pytanie.
Chyba Play Paul w Dekadencji.

-Oooo, zepsuł mi się zegarek!
-Hm?
-No popatrz, pokazuje szóstą trzydziesci.
-Bo JEST szósta trzydziesci.

Tyle godzin na parkiecie. Non stop.
Kala, okulary od Armaniego i fryzury na kurę.

A może inaczej: andrzejki w ex`ie?
Nie! Już wiem! Moje dziewiętnaste urodziny!
Izzi & Tomasz, Olly & Qlos, Ann i szampan.
Livin` la vida loca.

I ja mam zrobić ranking?
No way! Idę polować na szafkę. Drugie podejscie, jesli chodzi o stoliczek nocny.


Iz. Dawno nie byłysmy w Pauzie!
W końcu poniedziałek!

::told you so

The beat is on and its nice an easy
Instrumentals blendin like cinnamon rice and peas
And lifes a breeze when you dont have to kick it to find
Contemplate the creation with blackalicious and I
Tuna fish is for a musical infant hes past gone
Tryin to hold fast and grasp hits like last fall
So last long flash on keepin the past strong
we grab songs and rythm so people can catch on


Music, deliver from within and it covers up everything
Music, when the melody and rythm get the moving an unity
Movin, one god one love one whole community
Do it, keep travelin on keep travelin on


we-take-a-journey-through-music -right now


Dalej jest jeszcze lepiej. Muzyczny poranek. Z Excel`em.

::when dove`s cry

Uprzedzam Cię od razu: nienawidzę pisać. Muszę mieć jakis naprawdę ważny powód. Bo pisanie to bzdura, odchyłka, bezsens, jajo. To lipa. W sam raz dla dorosłych.



-Poza tym możesz co dzień poprosić go o jedną rzecz. Ale uwaga! Tylko o jedną.
-To ten twój Pan Bóg jest do niczego, ciociu Różo. Aladyn mógł poprosić sługę lampy o spełnienie aż trzech życzeń.
-Jedno życzenie dziennie to chyba lepiej niż trzy przez całe zycie, nie uważasz?
-O.K. To mogę go o wszystko poprosić? O zabawki, cukierki, samochód?...
-Nie, Oskarze. Bóg to nie Swięty Mikołaj. Możesz go prosić tylko o sprawy duchowe.




-W moim kaju, Oskarze, jest taka legenda, która mówi, że z ostatnich dwunastu dni roku można odgadnąć pogodę, jaka będzie panowała przez dwanascie następnych miesięcy nadchodzącego roku. Dziewiętnasty grudnia to luty, i tak dalej, aż do trzydziestego pierwszego, który zapowiada grudzień następnego roku.
-I to jest prawda?
-To jest lgenda. Legenda o dwunastu proroczych dniach. Chciałaby, żebysmy się w co takiego pobawili. A zwłaszcza ty. Od dzisiaj będziesz bacznie obserwował każdy dzień, mówiąc sobie, że ten dzień to jakby dziesięć lat.
-Dzisesięć lat?
-Tak, Jeden dzień to dziesięć lat.
-WIęc za dwanascie dni będę miał sto trzydziesci lat!
-Tak. Wyobrażasz sobie?
Ciocia Róża mnie pocałowała- czuję, że jej się to spodobało- i poszła sobie.
Więc widzisz, Panie Boże, dzis rano się urodzłem i nawet się nie zorintowałem; dotarło to do mnie dopiero koło południa, kiedy miałem pięć lat, zyskałem większą swiadomosć lecz nie przyniosła mi ona dobrych nowin; dzis wieczór kończę dziesięć lat, wiek rozumu.



-Nie chcę jej czarować wygądem, ciociu.
-Co do niej czujesz?
-Chciałbym bronić jej przed duchami.



Oskar i Pani Róża, E.Schmitt

::falling away from me

because the music do

Leniwy po-nie-działek.
Leniwy początek lipca.

Po pracowitej końcówce czerwca-zdecydowanie mi się należy.
Po trzynastogodzinnym dniu pracy.
Po nocy, kiedy się nie spi.

Po wycieczce na budzący się dopiero Kleparz. W niedzielę o siódmej rano.
Po sniadaniu z jajecznicą i podróży w dusznej czternastce- do pracy.

Ewka: -Ty kiedys umrzesz ze zmęczenia. Albo po prostu zasniesz i się nie obudzisz.

Na szczęscie dzis się obudziłam.
System- 36 h bez snu, później 8 h w łóżku- i mogę przestawiać meble.

Iza?
Wywalamy te paskudne kanapy? Czy trzymamy dla niespodzewanych gosci? Bo ja bym chyba zatrzymała.
Nigdy nie wiesz, czy przpadkiem Santiago nie wpadnie na kawę późnym wieczorem!

Przestawię meble i wyciągnę rower.
Rower i Wisła- połączenie niemalże idealne.




I do Kali:
Własnie pomyslałam sobie, że jesli rozmawiam z Tobą przez Skype`a, a słucham cibeie przez głosniki z zestawu hi-fi to pan z wypożyczalni video ma niezły ubaw.
Z tej wypożyczalni z plakatem Angeliny i Brada jako państwa Smith.
Musimy mieć taki widok z okna?

::A lonely life, where no one understands you
::But don't give up, because the music do





Więc mam różowe oczy?

sobota, lipca 01, 2006

::just the two of us

Ulewy.

I burze, grzmoty, błyskawice.
Gdzie?

Za dużo rozmyslań, za dużo przemysleń.
Zapakowana i zważona książka. W kopercie z naklejonym znaczkiem.
Chyba mi odbiło.

Musi się udać.





Kraków, Sławkowska, marzec 1990
Spóźnione wyznanie.


::ona przygłucha i on nic dosłyszy
::mówi że daremnie przewędrował pół świata
::jej zaś pozostało to miasto
::przez wszystkie te lata




A jesli się zakochałam?